Uciążliwi sąsiedzi - jak radzić sobie z nimi na co dzień i od święta?


Nie przepadam za wpisami, które w sposób bezpośredni dotyczą prywatności mojej lub moich bliskich, ale głupota innych ludzi zmusza mnie do tego, by taki wpis dodać. Moja mama jest kochaną osobą do rany przyłóż. Może trochę za głośno mówi, ale jest kobietą, z którą nawet prezydent Krakowa chciał mieć selfie.

Pracuje w spółdzielczości czyli zajmuje się najogólniej mówiąc administracją życia w wielkim (średnim?) krakowskim blokowisku w centrum miasta (ok, w małym blokowisku). Jest osobą, z którą każdy może pogadać o wszystkim, każdy może poprosić o radę czy pomoc, a ona zawsze wszystkim pomoże. Od zawsze miałam wrażenie, że z tego powodu ludzie wchodzą jej na głowę, bo na to pozwala, ale z drugiej strony dzięki takiej postawie zbudowała dużo trwałych i wartościowych relacji na wiele lat.

W przeciągu bardzo krótkiego czasu nastąpiła jakaś reakcja wiązana, która może być efektem zbliżającej się frustracji ludzi z powodu walentynek, pomieszanej z ostatnim depresyjnym poniedziałkiem, wdzięcznie zwanym Blue Monday.

Do biura gdzie pracuje moja mama przyszło kiedyś kilka chłopaczków w dresach. Zapytali czy na jednej ze ścian bloków lub garaży mogą robić „legalnie” ładne i staranne graffiti. 
Być może jestem w błędzie, ale blokowanie ładnymi wrzutami złotych myśli w stylu JEBAĆ ŻYDÓW czy CRACOVIA SSIE PAŁY KURWA wydaje się być dobrym pomysłem. Mama się zgodziła. I zarówno zachowanie dresików jak i mojej mamy w tej sytuacji uważam za wzorowe. Rezultat? Regularny przychód do biura ludzi z nadmierną ilością wolnego czasu i niedoborem życia prywatnego równocześnie. Jeden pomysłowy Pan zaciągnął nawet telewizję, żeby opowiedzieć o tym, na jakie to skandaliczne rzeczy pozwala spółdzielnia. Biedaczek, pewnie skończyły mu się odcinki Mody na sukces nagranej na kasetę VHS.

Syndrom nadmiernej ilości wolnego czasu przy jednoczesnym niedoborze życia prywatnego to także przypadłość dwóch kolejnych bohaterek. Do czego może prowadzić brak internetu i związanie się z bezrobotnym gnuśniejącym (i łysiejącym) knurem? Słuchajcie, do świetnej rozrywki – do stania w oknie i uważnej obserwacji ile zakupów niesie każdy z mieszkańców. Do uprzykrzania życia swojemu ojcu-staruszkowi i innym sąsiadom (pozwólcie, że szczegóły zachowam dla siebie). I do napierdalania na moją mamę. Dlaczego? Nigdy nie padły sensowne argumenty. Ale ja osobiście podejrzewam, że głównym powodem jest to, że moja mama jest piękna, mądra, przedsiębiorcza, ma fajnego faceta, a także ładne i mądre dzieci, które się już usamodzielniły albo usamodzielniają i te dorosłe już dzieci też mają ładnych i mądrych partnerów życiowych albo na pewno takich będą mieć, bo swój do swego ciągnie. Taka chora zawiść wygląda jak żywcem wyjęta z debilnego amerykańskiego filmu dla nastolatek ze znacznym porażeniem mózgowym, ale to rzeczywistość prosto z centrum Krakowa, która rozgrywa się pomiędzy pięćdziesiącio-kilku latkami.

No i trzecia bohaterka. To już raczej człekoształtny blob, ale płeć jestem jeszcze w stanie wyróżnić. Podsłuchuje prywatne rozmowy domowników w mieszkaniu i je krzykiem komentuje, obrzuca wyzwiskami, grozi wysadzeniem budynku i innych ludzi, podkłada zapałki i drewno pod auto faceta mojej mamy, a i nawet mi się groźbą dostało. Czemu? Znów brak argumentów. I choć tutaj choroba psychiczna jest więcej niż pewna – uważam, że jak na jeden blok został aż nadto przekroczony limit czubków.

- Chcesz dostać kwasem? - pyta mama, gdy oznajmiam, że idę pogadać z wcześniej wymienionymi.

Mogą być groźni, mogą być niegroźni, ale wyobraźcie sobie jak żyje się w takiej atmosferze. I oczywiście można (i czasem trzeba) powiadomić o pewnych zachowaniach odpowiednie służby, ale my, jako rodzina pogadamy o tym chwilę i po chwili z uśmiechem wracamy do naszych fajnych żyć. 

Nie mamy dużo pieniędzy, nie mam drogich aut, nie mamy drogich ciuchów czy kosmetyków. Cieszymy się z małych radości dnia codziennego, z każdej dobrej pierdoły, ale przede wszystkim mamy siebie i jesteśmy z tym kurewsko szczęśliwi. Dla mnie zawiść, to zawsze było uczucie obce, bo potrafię się cieszyć ze szczęścia innych ludzi. Czy to takie trudne? Co się dzieje w głowach pozostałych antybohaterów, co nimi kieruje i dlaczego zachowują się tak jak się zachowują?


Podsunę mamie pomysł, żeby może załatwiła im wcześniej wspomniany internet – w końcu się czymś zajmą i jeszcze będą wiedzieli jaka ta córka tej matki jest bezczelna pisząc takie rzeczy.

Komentarze

  1. Jakie prawdziwe, ja znowu mam obdrapany domek jednorodzinny i sąsiadów mieszkających wcześniej w blokach.. wybudowali te swoje ładne domki i zaczęli od awanturowania się o wszystko z nowymi sąsiadami. Pies nie może wyjść za furtkę bo od razu straż miejska, drzewo gubi liście, chwasty z ogródka się sieją na ich stronę, a tak w ogóle to powinno się na mnie i na mamę nasłać odpowiednie służby..skoro nie umiemy same utrzymać odpowiednio ogrodu to powinnyśmy sprzedać dom i się wynieść. Co z tego że mieszkamy tam całe życie, lekki nieporządek na podwórku jest fajny i twórczy, a osoba przyzwyczajona do kontaktu z naturą skisłaby w bloku. Reszta elementu napływowego na ulicy nie lepsza..spędza dzień na gapieniu się w okno i głośnym obmawianiu sąsiadów..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem... No nic, chyba w takich sytuacjach najlepsze będzie wyhodowanie u siebie naprawdę stalowych nerwów, które gdy zaistnieje potrzeba, zaowocują stanowczą reakcją z naszej strony, ale przez większość czasu pozwolą mieć wszystko w dupie, olewać oszołomów. Ja z biegiem lat się "wyrobiłam" i powiedzmy, że umiem sobie poradzić w każdej konfrontacji z drugim człowiekiem, ale pamiętam takie lata, gdzie na tym samym osiedlu, podchodziły do mnie sąsiadki i pytały "a skąd to, a skąd tamto, a mama pozwala farbować włosy?!, a czemu tyle wody mineralnej kupujemy" - co za głupie, ograniczone umysłowo, wścibskie raszple. Odwołując się jeszcze do Twojego komentarza - jeśli Twoi sąsiedzi będę w nieuzasadnionych okolicznościach często wzywać Straż Miejską, to w końcu same dostaną mandat ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty