Azory Horror Story




Druga w nocy. Otwieram okno. Chęć zaczerpnięcia świeżego powietrza, okazuje się być najlepszą koleżanką bezsenności. Wyostrzam akomodację oczu, dzięki czemu gwiazdy, księżyc i uliczne światła nabierają kształtów. Przypominam sobie wakacje w Pcimiu, malowniczej miejscowości w Małopolsce, zamieszkanej łącznie przez osiem osób, psa i trzy zaskrońce. Tam, gdy człowiek otwierał okno w nocy, słyszał melodię graną przez świerszcze. Tu, gdzie teraz jestem, słyszę zazwyczaj przeciągłe i głośne "kuuurrwaaaaaa".


Niektóre miejsca w tym kraju, są jak lokacje w grach RPG. Nieformalne, odrębne miasta. Zaczynają się i kończą wyraźną granicą, a pomiędzy nimi, ciągle mieszają się ci sami ludzie. Posiadają lokalny folklor, zwyczaje, rytuały i przyzwyczajenia rdzennych mieszkańców. W tej samej masie od lat żyją, konsumują, pracują, rozmnażają się. Ograniczona pula genowa, powoduje liczne uszczerbki na ciele i na duchu. Zombie - tak często o nich myślę. 

Witajcie na Azorach, krakowskim osiedlu z tradycjami. Tutaj spotkamy, na przykład, Koło Wzajemnej Adoracji Żuli i Żulliet - ich samic, kręcących się przy krawężnikach i prowadzących długie dysputy o rodzajach smakowych alkoholi. Poznamy Panią Krysię, stojącą na rogu pewnego bloku i sprzedającą przechodniom marchewki, wyhodowane na działce, znajdującej się trzysta metrów dalej. Pani Krysi codziennie nie mówi "dzień dobry" Krzysiek - jej sąsiad, który z kolegami zbiera się na trzepaku pod śmietnikiem, by zapalić dżojnta.

Nieco dalej, chodnik staje się beneficjentem treści żołądkowej Pana Marka, który jak zwykle po pracy kupił połówkę. Sandra - miejscowa piękność, zwana przez niektórych "Ssandrą", wychodzi na plac zabaw, by - gdy osiedle odda się w ramiona Morfeusza - partycypować w programie lojalnościowym członka jednego z jej kolegów.

Osiedlowe rozrywki zewsząd czekają na każdego - trzepaki, ławki, krawężniki, klatki schodowe, śmietniki, bary, piwnice - wszystko w zasięgu ręki. Dla jednych źródło zainteresowań życiowych, Mekka, Medyna, azyl. Dla drugich cyrk, chociaż niewiele tu zwierząt.

Ludzie z rentą lub zasiłkiem, z komornikiem lub kuratorem na karku. U niektórych pojawia się przebłysk świadomości. Muszą liczyć się oni jednak z brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, bo ona mówi jasno: alkohol jest łatwo dostępny, psychoterapia jest trudniej dostępna. Dobre rady łatwo dawać. Zmiany trudno wdrożyć. Szare bloki nie ułatwiają sprawy. Z palmami za oknem pewnie byłoby łatwiej. Można spróbować zmienić bieg wydarzeń. Kupić sobie bluzkę, zrobić sobie dziecko czy flaszkę przed snem. Dla każdego coś fajnego.

Nie mogę tu dłużej zostać. Boje się, że to wszystko mnie zasymiluje, jak Borg w Star Treku. Wyssie, że mnie dobro, jak Dementor w Harrym Potterze. Że któregoś dnia wracając ze sklepu, na przekór historii, zastanę Polskę znów drewnianą. Bo to wszystko przywołuje złe myśli i zdarzenia. Znowu strzeliły korki. Laptop zalał się kawą. Nie miałam czego na siebie włożyć. Naprawić dziurę w zębie czy zrobić zakupy spożywcze na kilka dni? A może by tak wyjechać, uciec gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie, na przykład do publicznej toalety na dworcu PKP w Kutnie?

Zamykam okno. Zamykam oczy. Wtóruję do swoich myśli - "kurwa". W zasadzie bezgłośnie.




Komentarze

  1. Na początek dobrze by było jakby magiczny ktoś nauczył wszystkich ludzi zastanawiania się nad sobą. Każdy powinien w którymś momencie życia powinien spróbować się sobie przyjrzeć, swoim cechom, tym co nas ukształtowało, odpowiedzieć sobie na zajebiście ważne pytanie: kim i po co jestem? Może wtedy coś by zaczęło się dziać pod kopułą. Może takie przeniesienie uwagi z wszystkich wokół i z materialnych dóbr pomogłoby ludziom widzieć więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim jestem i po co jestem, to dla niektórych najwyraźniej zbyt kłopotliwe pytania.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty