50 twarzy Przystanka Woodstock


Trzy dni rockowego festiwalu na nieczynnym poligonie w Kostrzynie nad Odrą, to feeria zdarzeń, zjawisk, charakterów, osobowości i osobliwości. Raj dla badaczy, socjologów, socjopatów, psychologów, psychopatów, dziennikarzy, ludzi pragnących ekstremalnych, kontrastowych doznań i dla takich wykolejeńców jak ja.



Mimo komplikacji jeszcze przed Woodstockiem i dwóch wizytach w szpitalu, finalnie udało mi się posmakować pyłu woodstockowego na przystankowej zapiekance zakupionej w jednym z gastronomicznych namiotów. Gastronomia na Woodstocku, to miejsce, gdzie wygrał kapitalizm rezultatem czego jest drogie i chujowe jedzenie. Problem można ominąć na dwa sposoby - albo przyzwyczaić się do trybu plemiennego, gotując na ogniu, grillu, przenośnej kuchence lub brzuchu kolegi albo można wyjadać resztki z pozostawionych talerzy innych na gastronomii. Palce lizać. Chociaż może lepiej nie.

Jest też Lidl specjalnie wybudowany dla Woodstockowiczów na terenie festiwalu, gdzie mogą zrobić trzydniowe zakupy dla całej osady za mniej niż 10zł. Ze względu na przebywanie pół miliona ludzi na terenie odpowiednim terenowi dużego osiedla w Warszawie czy Krakowie, wprowadzany jest limit osób mogących przebywać równocześnie w sklepie. Dzięki temu po zaledwie czterystu pięćdziesięciu siedmiu godzinach stania w kolejce, można po dostawie załapać się na pozostawione przez plebs w sklepie suche gofry i sól. Bon apetit!

Dosyć już jednak narzekania, czas na plusy. Nigdzie indziej bowiem nie spotka się tak barwnych człowieków koni, bananów, mumii z papieru toaletowego, królów i królowych, Slender Menów, ochlaj-Chrystusów i zakonnic, panów w garniakach i na przykład ludzi wysmarowanych farbą, błotem i czymś, co wygląda jak zawartość Toi Toia. Jeśli przez ułamek sekundy przyjdzie Ci do głowy myśl, że wylądowałeś na terenie szpitala psychiatrycznego - porzuć tą myśl. Zabawnie wyglądający tubylcy, to najlepsze co może Cię spotkać - zagadają, poczęstują Cię substancjami psychoaktywnymi, papierosami, alkoholem. Pogadają z Tobą o tym skąd jesteś, dlaczego jesteś i co sądzisz o przemijaniu.
Najgorsi są ludzie, których nazywam owsikami Owsiaka.
Owsiki Owsiaka dzielą się na dwie grupy. Pierwsza, to brudni punkowcy, którzy od 37 lat słuchają tylko Analogsów. Druga, to gimnazjaliści, koneserzy wybranych utworów zespołu happysad.

Ci pierwsi jeżdżą na wszystkie darmowe zbiorowiska o charakterze rozrywkowym w Polsce od Woodstocka zaczynając, a kończąc na dniach Chrubieszowa. Robią tak, od kiedy ostawili pierś matki, bo mleko było zbyt przesycone alkoholem. Chodzą cały czas w jednych ciuchach, żebrają o wszystko do wszystkich, będąc okropnie agresywnymi knurami zapewne przez mózg i układ nerwowy wyżarty regularnymi porcjami przyjmowanego etanolu. 

- Daj papierosa. 
- Nie palę. 
- Jak to kurwa nie palisz, dawaj szluga. 
- Człowieku odpierdol się, nie palę. 

To taka mała próbka z mojej wyprawy pod płatny (!) prysznic.
Żeby nie było - wśród z nich zdarzają się ludzie, których nazwalibyśmy spoko, w dechę, równych, czadowych, ale z latarką takich by szukać.

Ci drudzy mają najczęściej mniej niż 18 lat, mamie powiedzieli, że idą na trzepak pod blok lub do koleżanki na noc grać w Makao. Chodzą cały czas napierdoleni albo naćpani kwasem, chociaż tak naprawdę nie odróżniają LSD od SLD. Ich główne rozrywki, to zatykanie kranów patykami, wyrywanie zamków od kibli, oblewanie ludzie piwem i darcie się na cały głos. Kiedy przeszło mi przez myśl, że pójdę na wykład do Akademii Sztuk Przepięknych (rodzaj namiotu konferencyjnego - przyp. red.) celem wysłuchania wykładu księdza Bonieckiego, Lecha Starowicza, Kuby Wojewódzkiego i Grzegorza Miecugowa, najczęściej natykałam się na jednego z wyżej opisanych przedstawicieli podgatunku ludzkiego, który swoich debilnym zachowaniem sprawiał, że miałam ochotę tylko i wyłącznie wrócić do obozowiska. W połączeniu z ponad 30. stopniowym upałem, stanowili combo nie do przejścia. Firewall głupoty.

Wolność, to wartość sama w sobie, która jest moim sztandarem od kiedy nauczyłam się samodzielnie myśleć. To dla mnie najważniejsza z wartości. Jak się jednak okazuje, wolność w połączeniu z brawurą, brakiem odpowiedzialności i totalnym egoizmem, a także poczuciem, że jak coś jest za darmo, to można to rozpierdolić - staje się antywartością. Dlaczego o tym piszę? Bo gdybym miała konserwatywne, nazwijmy to kolokwialnie - katolskie poglądy i gdybym nie jeździła co roku na Woodstock, to na podstawie artykułów pisanych przez impotentów z Frondy i innych niezwykle miarodajnych źródeł, na przykład nowego bloga jakiejś laski, która pisze ten felieton - pomyślałabym, że Przystanek Woodstock, to Przystanek Szatana.

Ale tak nie jest.

Woodstock, to cudowne miejsce, powstałe na fundamentach pięknej, dojrzałej wolności. Wolności, która traktuje o szanowaniu drugiego człowieka i jego poglądów. Wolności, która promuje bezpieczną, ale całkiem dobrą zabawę. Wolności, która przemawia przez muzykę.
Gdy przedrzesz się przez dzicz i swołocz, dostrzeżesz ludzi wartościowych, którzy przyjechali do Kostrzyna odpocząć, naładować akumulatory, wzbogacić swoje horyzonty myślowe, podyskutować, poznać znane osoby z mediów, doznać pięknych przeżyć muzycznych.

Wyobraźcie sobie na przykład, że na koncercie naszego rodzimego artysty elektroniki Goorala - kolesia, który swoją artystyczną ksywą raczej zdradza w jakich klimatach się kręci, razem z zespołem Mazowsze, którego też nie trzeba przedstawiać, pod sceną zebrali się i metale w koszulach Cannibal Corpse i reggowcy i hipsterzy z pobliskich Niemiec. I wszyscy bujali się razem pod rytm, bo ta muzyka była piękna.

Wyobraźcie sobie projekt zespołu Hunter, który polegał na coverowaniu wielkich hitów rocka i metalu. Słyszysz Metallikę, Iron Maiden, Panterę, Led Zeppelin, Black Sabbath, System of a Down, Rammsteina i całe życie, wszystkie doświadczenia muzyczne przelatują Ci przed oczyma. Po takim koncercie jesteś szczęśliwy i euforyczny, mimo tego, że nie brałeś kwasa jak bohaterowie kilku akapitów powyżej.

Pisząc to wszystko w pociągu powrotnym do domu, w notatniku w moim starym Sony Ericssonie - napełnia mnie radość. Jest ładna pogoda, wracam z przyjaciółmi, podziwiam piękne widoki Dolnego Śląska. Po trzech dniach czuję się lepiej niż po tygodniowym pobycie na Seszelach. 
I wiecie co? I mam pewność, że za rok też będzie wspaniale.

Komentarze

  1. chcemy nienawiść a nie miłość.kurwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie kapitalizm spowodował drogie i chujowe żarcie tylko odgórne ograniczenie dostępu do rynku zbytu. Sprzedawcy nie muszą konkurować ceną i jakością bo mają pewność, że nikt tam nie wpadnie i nie zrobi lepszej/tańszej szamy. Wiedzą, że będzie ich tam niewielu, więc łatwo mogą się zmówić, co do ceny i jakość. Nic im tam nie grozi. No to po co się starać?
    Reszta tekstu to też nic ciekawego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz kiedyś się dało - kiedyś, w Żarach było kilka stoisk odrębnych gastronomicznych przedsiębiorców, a nie stoiska jednej firmy (która prawdopodobnie wygrała przetarg). Było jedzenie różnorodne, także wegańskie (wegańskie chamburgery!), świeże, zdrowe i na pewno nie wysrane z folii i zamrażalek tak jak tegoroczne gówno. Więc da się i warto się starać o lepszą szamę pisząc na przykład petycję do Owsiaka.
      Pewnie glosowałeś na PiS zamiast na LSD :(

      Usuń
  3. Ej, tak na serio, to co ma Twoje ostatnie zdanie wspólnego z prowadzoną tu przez nad dyskusją? Już pomijam resztę odpowiedzi, za którą dziękuję, ale o co Ci chodzi z tym głosowaniem? Powiedz, co wspólnego ma PiS, Twoja niewiedza, co oznacza słowo "kapitalizm" oraz firma cateringowa obsługująca PW?

    OdpowiedzUsuń
  4. To samo, byłem tydzień na Korsyce i wróciłem sam nie wiedząc czy odpocząłem czy się tym zmęczyłem. Na woodzie spałem na karimacie wielkości dywanika w kiblu, codziennie się niszczyłem jak się dało, upał nie do zniesienia a odpocząłem jak nigdy. Poziom tego jak bardzo masz wyjebane sięga górnego paska i możesz zrzucić z siebie całe gówno jakie nosisz, oczywiście zdarzają się idioci brudne punki, kuce co na 2 lata maja 3 koszulki Sabatonu ale bez nich i tego jak ciśniesz z nich bekę to też nie było by to samo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kuce" to najfajniejsze określenie jakie ostatnio słyszałam :D

      Usuń
  5. A, jak tylko przytyk, to rozumiem. Myślałem, że to na poważnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty